Cześć.
Zrobiłam sobie chwilową przerwę, ale teraz postaram się pisać mniej więcej regularnie.
Ostatni szkolny tydzień był bardzo nudny i leniwy, dlatego na lekcjach albo czytałam albo robiłam testy z prawka. W czwartek byłam w Olsztynie i szło mi ok. W piątek było zakończenie roku szkolnego i niestety pogoda nie dopisała. Zakończenie mieliśmy na parkingu przed szkołą, ale w trakcie wyczytywania osób wyróżnionych zaczęło mocno padać, więc zebraliśmy się do klas.
Jeśli chodzi o samo zakończenie - zobaczyłam się wtedy z moją najbliższą koleżanką z klasy po jakimś tygodniu nie widzenia się (ona mieszka jakoś pół godziny od naszej szkoły - w ciągu roku szkolnego mieszka w internacie, ale na ostatni tydzień szkoły pojechała do domu). Ona jest jedyną osobą, którą mogłabym nazwać słowem 'przyjaciółka', co okazało się, że wygląda tak tylko z mojej strony. Zostałam przez nią potraktowana jak powietrze. Tylko się ze mną przywitała (raczej od niechcenia... to ja do niej podbiegłam żeby się przywitać), a później miała mnie w dupie i gadała ze swoimi koleżankami (które mieszkają z nią w jednym mieście i widzi się z nimi praktycznie cały czas). Nie jestem zła na to, że rozmawia z innymi ludźmi, bo jasne że ma do tego prawo. Po prostu poczułam się zignorowana na maksa i wykluczona z rozmowy - one gadały i pokazywały sobie wzajemnie jakieś zdjęcia oczywiście mnie pomijając. Nie wiedziałam czy mam tam stać jak słup soli i udawać że wszystko jest super czy po prostu sobie pójść i rozbeczeć się przy wszystkich. Kiedy rozeszliśmy się do klas to nagle zaczęła ze mną rozmawiać (jej koleżanki nie chodzą z nami do klasy), a po wszystkim nawet na mnie nie zaczekała żeby porządnie się pożegnać (nie zobaczymy się do września, bo ona nie lubi nigdzie wychodzić) i po prostu sobie poszła. Uświadamiam sobie, że chyba zawszę bedę dla innych "którąś z kolei", nigdy nie będę najważniejsza. Ludzie potrzebują mnie tylko wtedy, kiedy nie mają do kogo innego pójść. Nie wiem jak mam się z tym czuć. No nic, po zakończeniu miałam umówioną wizytę na paznokcie - wstawię wam efekt na końcu wpisu.
W sobotę głównie patrzyłam się w sufit i zastanawiałam się nad swoją egzystencją. Wizytę u psychologa mam 3 lipca.
Dzisiaj pojechałam z rodzicami do Torunia. Moim śniadaniem były 2 gałki lodów (miałam jakiś darmowy kupon do wykorzystania do dzisiaj), na obiad naleśniki z twarogiem, owocami i bitą śmietaną, a na kolację byliśmy w KFC gdzie zjadłam qurrito i frytki. Bardzo zdrowo, wiem. Zapisałam się też dzisiaj na plac (oczywiście mówię o prawku) w środę, a w czwartek mam egzamin wewnętrzny: teorię i praktykę. Muszę poważnie cisnąć z tymi testami...
Mimo, że nie jem zdrowo to jem zdecydowanie mniej. Patrzę na swoje ciało w lustrze i ciągle zastanawiam się czy to co widzę to naprawdę ja. Wyglądam paskudnie. Jak mogłam się tak roztyć?
Oj tez nie poznaję się w lustrze. Do 2022r nigdy nie miałam nadwagi, ten jeden rok to zmienił, masakryczne uczucie
OdpowiedzUsuńMimo wszystko pamiętaj, że nie jesteś teraz gorszą osobą. Trzymam kciuki za zejście do wagi prawidłowej ❤️
Usuń