niedziela, 16 lipca 2023

170. Podsumowanie tygodnia :)

Cześć.

Wtorek: Byłam z mamą na przejażdżce rowerowej (udało jej się mnie wyciągnąć po długich namowach). Po drodze zajechałyśmy do lodziarni, odwiedziliśmy też na chwilę kilka sklepów. Po powrocie do domu zjadłam obiad i pojechałam z mamą do biblioteki, bo ona zdążyła przeczytać już wszystkie swoje książki. Ja tylko się rozglądałam i szukałam czegoś ciekawego, żeby mniej więcej zorientować się co wezmę następnym razem.

Środa: Już od rana przygotowywałam się do bitwy o bilety na koncert Taylor Swift. Nie byłam pozytywnie nastawiona i byłam niemal całkowicie pewna, że albo nie będzie mnie stać na najtańsze bilety albo wszystko już będzie wyprzedane. Kiedy weszłam na stronę o 12 (czyli wtedy kiedy rozpoczynała się sprzedaż) to nie miałam zupełnie żadnych problemów z kupieniem biletów, no może poza tym że najtańsze po 199 zł schodziły bardzo szybko na moich oczach, ale udało mi się zaklepać 3 na czas :) Wiadomo, że są to tańsze bilety więc widok będzie średni, ale samo to że jadę na koncert Taylor Swift i będę mogła ją usłyszeć na żywo jest dla mnie niesamowite i cały czas nie mogę uwierzyć w to, że mi się udało!!!

Czwartek: Obudziłam się o 4 rano, a później już co pół godziny, aż w końcu zadzwonił budzik o 8 rano, bo o 10 miałam jazdę po mieście. Byłam na maksa zestresowana i wzięłam awaryjne leki, które dał mi psychiatra. Szczerze to nic mi one nie dały i czułam się tak samo :( Ostatecznie jazda minęła całkiem okej - głównie byłam na placu i ćwiczyłam łuk + instruktor jeszcze raz mi pokazywał co jest pod maską i dał mi do sprawdzenia wszystkie światła. Po powrocie do domu nie robiłam już nic więcej. Chciałam iśc do kina na film Miraculus (nie oceniajcie, proszę haha), ale zaczęło lać, więc odpuściłam bo nie miał mnie kto zawieźć. 

Piątek: Znowu wstałam o 8, umyłam włosy, zjadłam śniadanie i wypiłam z mamą kawę. Około 11 zaczęłam się ogarniać, bo na 11:45 miałam paznokcie. Poszłam w totalną klasykę, czyli standardowo nudziaki. Po powrocie do domu zjadłam obiad. O 17:00 miałam jazdę (znowu ćwiczyłam łuk, wzniesienie i parkowanie). Stresowałam się przed i znowu wzięłam leki i ponownie zupełnie nic nie dały. Wieczorem pojechaliśmy na kolację do restauracji.

Sobota: Wstałam jakoś po 9, zjadłam śniadanie i umyłam włosy. Kiedy się już ogarnęłam to pojechałam z rodzicami oglądać zawody konne w skokach przez przeszkody. Byliśmy tam chyba 2 godziny i w między czasie wygłaskałam chyba wszystkie konie w stajni. Po powrocie zjadłam obiad i marnowałam czas na tik toku. Oglądałam też w telewizji zawody konne, te akurat były w Hiszpanii. 

Niedziela: Wstałam około 10, zjadłam śniadanie i zaczęłam pakowanie walizki na jutrzejszy wyjazd. Tworzenie listy było trochę męczące, ale pakowanie poszło mi całkiem sprawnie. Mam jeszcze kilka rzeczy do wpakowania, ale to już zrobię jutro po powrocie z egzaminu w Olsztynie. Czytałam dziś też chwilę na dworze, bo było tam zdecydowanie chłodniej niż w domu. Bardzo stresuję się jutrzejszym egzaminem + jak zwykle w dzień wyjazdu do Olsztyna muszę wstać o 5 rano :') Trzymajcie za mnie kciuki. Fajnie byłoby zdać za 1. razem, ale do tego często trzeba mieć po prostu trochę szczęścia.

Nie wiem na ile będę miała możliwość pisać tu coś kiedy będę w Norwegii, bo to zależy od wifi w hotelach w jakich będziemy.

Ten wpis uzupełniałam na bieżąco, a dokładniej - codziennie, więc przynajmniej sama pod koniec tygodnia mogę sobie przypomnieć co robiłam przez ostatnie kilka dni haha.

Buziaki!

1 komentarz:

  1. Trzymam za Ciebie kciuki:) Dobrze, że jedziesz na wakacje, jest szansa, że się odstresujesz.

    OdpowiedzUsuń