wtorek, 9 lutego 2021

9.

Budzę się rano i wciąż pada śnieg - o losie! Tak jak pisałam - u mnie z wagą niczego nie można się spodziewać, no i taka prawda - po pizzy 58kg. Dziwna akcja. Ostatnio waga leci naprawdę wolno i zastanawiam się, kiedy uda mi się wrócić do moich 54 kg :( Chyba jeszcze długa droga przede mną. No ale nic - za moment zaczynam lekcje, więc pewnie odezwę się na jakieś przerwie bądź po lekcjach.

EDIT: Jest 12:32, czyli za jakieś 10 minut zaczynam niemiecki :/ Jestem zestresowana, mimo, że umiem. Jakoś po 10 zjadłam 2 wafle ryżowe slim z paprykarzem wege z ryżem. Zdążyłam też pouczyć się trochę na fizykę, chemię i zrobić notatki z angielskiego. Ktoś przesłał też jakie były pytania na kartkówce z chemii, ale to od klasy z podstawą, a ja jestem na rozszerzeniu, więc raczej dostaniemy coś innego. Uważam, że ta kartkówka dla podstawy jest trudna, a co dopiero dla rozszerzenia. Po niemieckim zostanie mi do zrobienia notatka z religii i chcę porobić trochę zadań z czasami z angielskiego, bo w poniedziałek mam pracę klasową. Pewnie znowu dostanę trójkę, ale u tego nauczyciela nawet na trójkę trzeba sporo umieć.

EDIT: Jest już po 17 i jestem szoku, że ten czas tak szybko minął. Z niemieckiego babka mnie nie zapytała, więc pewnie czeka mnie to w piątek. Zjadłam obiad, babcia wysłała mnie do sklepu. Uczyłam się z chemii, angielskiego i z fizyki. A tak żeby było jeszcze gorzej, to dodali nam pracę klasową z polskiego (średniowiecze) - super. Nie pisałam wam o tym, ale jakoś na przełomie październik-listopad zmienili mi wychowawczynię, a z racji, że uczyła mnie też polskiego to nauczyciel od polaka też się zmienił. Tamta kobietka była naprawdę super, świetnie prowadziła lekcje i na dodatek nie przynudzała. Odeszła, bo jest w ciąży. Już od kilku miesięcy mam nową wychowawczynię, która tak jak poprzednia uczy polskiego. Problem w tym, że totalnie nie potrafi uczyć, a jej lekcje są bardzo nudne - nie potrafię z nich nic wynieść mimo, że naprawdę się staram. Ta kobieta bywa też naprawdę wredna, ale nie będę się o tym rozpisywać, bo wystarczy mi negatywnej energii haha. Zjadłam też trochę żelków wege z lidla + batonik 99 kcal, bo bardzo ale to bardzo ciągnęło mnie na słodkie. Oczywiście to nie tak, że zjadłam całe opakowanie tych żelków - do takiego czegoś nie mam zamiaru dopuścić. Popijam też monstera zero i zaraz zacznę jeździć na rowerku, żeby spalić te żelki i batonika. W między czasie może obejrzę sobie coś fajnego :) 

EDIT: Zbliża się 20. Na rowerku pojeździłam ok. 70 min. Teraz znowu sączę mojego białego monstera. Mama jest chora i ma urlop do wtorku - niebardzo mi się to podoba. Nie wiem, o której będzie wstawać, ale wolę, żeby nie zaglądała mi do talerza. Jest już wyczulona na moje "odchudzaniowe zachowanie". Jest mi okropnie zimno, a siedzę w bluzie. Tata z bratem pojechali po pizzę, bo jest jakaś promocja (dziś chyba jest dzień pizzy). Jak dobrze, że w takich wypadkach mogę odmawiać bez wyrzutów, bo przecież nie mogę jeść glutenu (co i tak robię, a później żałuję, bo cały dzień cierpienia w toalecie nie jest tego warty). Planów na wieczór brak. 

BILANS:

  • 2x wafel ryżowy slim z parykarzem wege (z ryżem) 56 kcal
  • zupa burakowa z  ziemniakami ? kcal
  • garść żelków wege z lidla ? kcal + batonik 99 kcal (słony karmel) z lidla 
  • monster zero (biały) 11 kcal
Nie planuję już nic więcej jeść, no chyba że rodzice będą chcieli - wtedy wszamię sałatkę. PS: Brat i tata wrócili z pizzą. Mam nadzieję, że nie okażę się słabiakiem. NIE JEM TEJ PIZZY! Nie zjem jej i już.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz