Jak zwykle odzywam się po miesięcznej nieobecności.
Szkoła w wersji stacjonarnej strasznie mnie przytłacza - zupełnie nie potrafię przyzwyczaić się do tego trybu i jestem zdania, że bardziej produktywna jestem podczas lekcji zdalnych. Wciąż po cichu liczę na to, że zdalne jeszcze wrócą.
Jestem bardzo samotna i podczas stacjonarnych lekcji jeszcze bardziej mi to doskwiera, bo widzę, że wszyscy mają znajomych tylko nie ja. Wiem, że to w dużym stopniu moja wina. Lubię być sama, ale nie samotna. Przez to wszystko brakuje mi siły na naukę i na cokolwiek. Nie widzę sensu nauki - nie żebym wcześniej go miała. Jestem wykończona po całym dniu w szkole i serio ostatnią rzeczą o jakiej myślę po powrocie do domu jest nauka. Przebywanie w otoczeniu ludzi mnie męczy, naprawdę okropnie męczy. Moje oceny też nie są najlepsze i nie wiem co o tym myśleć. Mam bardzo niezdrową relację z nauką i kojarzy mi się ona tylko z cierpieniem i nieprzespanymi nocami. Ludzie oczekują ode mnie, że będę się super uczyć - w końcu ja zawsze dobrze się uczyłam. No tak, tylko jakim kosztem to robiłam już nikogo nie obchodzi.
Nienawidzę być w szkole. Przed wejściem do niej jestem już cała mokra ze stresu i w tym momencie nie żartuję. Jestem tak przerażona, że za każdym razem wręcz po mnie płynie. Żadna różnica czy mam w danym dniu sprawdzian czy nie, jest to dla mnie ogromne wyzwanie.
Nie jem śniadań od miesiąca, ale nie przynosi to dobrych skutków. Jem obiad dopiero jak wrócę ze szkoły czyli ok. godziny 15 i później rzucam się na słodycze tak jakby mnie coś opętało. Jedynym plusem jest to, że nie tyję. Ale wolałabym schudnąć. Nie wiem czy coś w tym kierunku robić czy lepiej nie kombinować.
Nie wiem czy nie zacznę tu pisać częściej. Nie mam do kogo gęby otworzyć, więc chociaż tu wyleję myśli i smutki. W końcu to mój blog.
Mam nadzieję, że u was wszystko ok <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz