To był niesamowicie ciężki tydzień. Myślałam, że nie dotrwam do końca - we wtorek przeszłam załamanie nerwowe. Dawno tyle nie płakałam. Teraz jest już okej, jutro mam ostatnie zaliczenie w tym tygodniu (akurat to matma, na pierwszej lekcji). Nie czuję się szczególnie przygotowana, ale u mnie to chyba dobra oznaka, bo wtedy akurat radzę sobie świetnie.
Jutro zaczynam lekcje o 8:10, a kończę je o 9:45. Normalnie miałabym do 15:10, ale nie ma kilku moich nauczycieli i nie idę na dwie lekcje angielskiego, bo jest zaliczenie, które ja zdałam dzisiaj i nie muszę w ogóle się na tych lekcjach pojawiać - z automatu mam obecność. Nawet nie wiecie jak bardzo cieszę się z tego powodu. W końcu będę miała czas odpocząć. Jutro nie będę robić nic w kierunku szkoły, myślę że już i tak wystarczająco zrobiłam w tym tygodniu. Kolejny tydzień prezentuje się chyba jeszcze gorzej niż ten, więc weekend spędzę pracowicie.
Jeśli chodzi o poprawę z chemii, którą pisałam w poniedziałek, to mam raczej mieszane odczucia. Po wyjściu wydawało mi się, że poszło mi w porządku, ale im więcej czasu mijało, tym bardziej zaczęłam wątpić. No nic, okaże się jak dostanę ocenę. Zrobiłam wszystko co mogłam i nie mam sobie nic do zarzucenia.
Nie mam totalnie czasu na czytanie książek i bardzo nad tym obolewam. Chociaż może właśnie skłamałam... Pewnie znalazłabym na to czas gdyby nie to, że spędzam multum czasu na tik-toku. Tylko, że to jest łatwa rozrywka, a czytanie wymaga jednak trochę więcej skupienia, na które nie mam siły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz