Od razu po lekcjach chciałam iść do lumpa, ale przed tym jeszcze dostałam zadanie bojowe i musiałam iść do kilku sklepów na mini zakupy spożywcze. Kilka razy wracałam się do domu, żeby tego wszystkiego ze sobą nie nosić. Dopiero później poszłam do lumpa i tym razem dorwałam 2 pary spodni (jedne materiałowe khaki, drugie to zwykłe jasne jeansy z niskim stanem *o dziwo nie czuję się w nich niekomfortowo*) i 3 bluzki na długi rękaw, które są mi głównie potrzebne do noszenia pod swetry i bluzy, bo ja w jednej warstwie zamarzam. Znowu wróciłam się do domu, żeby zostawić ciuchy i wybrałam się do galerii na zakupy świąteczne. No nie powiem - nalatałam się strasznie, bo kilku rzeczy nie znalazłam i musiałam przejść pół miasta, żeby znaleźć to czego szukałam. Myślałam, że mi nogi odpadną.
Wieczorem pojechałam do Action i jak zwykle nakupowałam rzeczy, których pewnie nawet nie użyję. O tyle dobrze, że to nie z moich pieniędzy (hehe...). Udało mi się też przeczytać kilka rozdziałów książki ("All of Your Flaws" Marty Łabęckiej).
Po dniach pełnych smutku i przygnębienia w końcu jeden dzień był w pełni radosny. Potrzebuję więcej takich dni...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz