Cześć.
Przeżywam w tym momencie załamanie nerwowe za załamaniem. Powrót do szkoły mnie przytłacza i straciłam chęci do życia. Jedyne co robię to czytam książki i patrzę się w sufit - także bardzo ambitnie.
We wtorek byłam z mamą i bratem w Sopocie (pociągiem). Bardzo lubię jeździć pociągiem, ale praktycznie nie mam ku temu okazji, więc mama specjalnie ze względu na mnie wymyśliła taką małą wycieczkę. Nie robiliśmy nic specjalnego, bo tylko pokręciliśmy się w okolicy molo, posiedzieliśmy godzinkę na plaży (szybko się zebraliśmy bo nie dało się wytrzymać z gorąca), spacerowaliśmy i byliśmy w kilku sklepach. Do domu wróciliśmy bardzo zmęczeni - jak to mamy w zwyczaju.
Próbuję sobie przypomnieć co działo się w inne dni, ale nie mam bladego pojęcia. Mam tylko przebłyski, więc postaram się chociaż w urywkach coś opisać.
Wczoraj w końcu zdecydowałam się na zakup czytnika po tym jak dostałam w końcu moje stypendium za dobrą naukę w 3 klasie (w tym roku to 1 tyś. zł więc naprawdę sporo). Kupiłam inkBOOK Calypso Plus w wersji różowej + etui yoga w czerni. Jestem na maksa podjarana, bo czytnik to jednak fajna rzecz kiedy chce się czytać poza domem bez potrzeby noszenia kilku książek, no i waży bardzo mało.
Dziś za to przed 8 rano poszłam biegać razem z moją mamą. To był jej pomysł, bo ja raczej do biegania chętna nie jestem. Ostatecznie to był spacero-bieg, bo obie mamy słabą kondycję, ale przynajmniej nie zraziłyśmy się po pierwszym razie, bo było naprawdę fajnie - szczególnie, że biegałyśmy w lesie i nikogo po drodze nie spotkałyśmy. Koło 10 zabrałam się z mamą samochodem do biblioteki, bo miałam książki do oddania i wzięłam sobie jeszcze 2 z nadzieją, że skończę je czytać przed rozpoczęciem roku szkolnego. Później zajechałyśmy do takiej kliniki gdzie mama chce mnie zapisać do psychologa. Ogólnie wszystko co z tym związane okropnie mnie stresuje więc nie chcę się za dużo o tym rozpisywać. Po prostu wizytę konsultacyjną mam 4 września.
Po zdaniu prawka mama zabierała mnie na kilka przejażdżek po mieście. Podczas jednej okropnie panikowałam i myślałam, że się rozryczę i wysiądę. Problemem jestem ja, bo się boję. Po prostu cholernie się bałam w tamtym momencie i miałam masę myśli pt co może pójść źle. Mam za sobą już takie 3 wyprawy i jest lepiej, chociaż gdybym miała wybierać to i tak wolę korzystać z roweru albo iść pieszo, co wiadomo że nie działa na dłuższe dystanse, ale takowych nie planuję jak narazie.
Plus bodjaże w poniedziałek byłam z mamą na wycieczce rowerowej i gdzieś po drodze musiałam na coś najechać, bo zeszło mi powietrze w jednym kole. Miałam więc misję zaprowadzenia roweru na wymienienie dętki. Jak zawsze w takich sytuacjach byłam przerażona, ale wszystko udało mi się załatwić, więc jestem z siebie dumna :)
Postaram się pisać częściej, żebym mogła wam pisać o przebiegu moich dni trochę bardziej szczegółowo i nie tak chaotycznie. Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz