UWAGA! W PODSUMOWANIU CZWARTKU ZNAJDUJĄ SIĘ ZDJĘCIA PAJĄKÓW.
Cześć. Cały dzień zastanawiałam się czy mam ochotę opisać tutaj mój wyjazd. Bardzo mi się nie chciało, ale po namyśle uznałam, że z radością później wracam do tych wpisów i szkoda by było gdybym zapomniała co się działo w moim życiu - tak w ogóle.
W środę wyruszyliśmy z domu po 9. Bilety do muzeum miały określony czas na wejście i my mieliśmy od 11 do 12 możliwość wejścia. Dojechaliśmy na miejsce około 11:30 i spędziliśmy w tym muzeum masę czasu, bo do samochodu wsiedliśmy jakoś po 16. Muzeum było ogromne i zrobione naprawdę bardzo dobrze. Interesują mnie tematy wojenne mimo, że samej historii jako przedmiot szkolny bardzo nie lubię. Jestem pod wrażeniem. Warte odwiedzenia, ale niektóre informacje po prostu zwalały z nóg, ale to chyba norma kiedy mówimy o wojnie... Po wyjściu pojechaliśmy na obiad do naleśnikarni. Kiedy czekaliśmy na obiad czytałam książkę na czytniku - i za to właśnie kocham czytnik, że mogę czytać gdzie chcę bo jest lekki i z łatwością mieści się do torby + nie marnuję wolnego czasu na siedzenie przed telefonem. Następnie pojechaliśmy już do naszego apartamentu. Z zewnątrz budynek nie zachęcał, ale w środku było bardzo ładnie i każdy z nas miał oddzielne rozkładane łóżko (ja i brat zawsze musieliśmy spać razem, bo zazwyczaj nie ma pokojów dla 4 dorosłych w hotelach, a mama boi się brać dwóch pokojów hotelowych, bo myśli że jak się rozdzielimy to coś złego się stanie - także zawsze kończymy w apartamentach gdzie jest jedno łóżko małżeńskie i rozkładany tapczan). Później zajechaliśmy do Auchan po coś do picia. Przed snem jeszcze przez chwilę czytałam książkę na czytniku.
W czwartek mieliśmy plany na wizytę w zoo. Z rana kiedy chciałam się ogarnąć z drzwi od łazienki wyleciał zawias - nie wiem jak to się stało, ale tata i brat dostali bojową misję, fajna pobudka haha. Trochę obawialiśmy się ulewy, ale akurat w trakcie naszego pobytu w zoo pogoda była dobra. Świetnie się bawiłam! W zoo wypiliśmy też kawę i zjedliśmy po gałce lodów, bo mieli tam małą kawiarenkę. Nie robiłam prawie w ogóle zdjęć. Wyjątkiem są zdjęcia surykatek. Wstawiam wam je, bo uważam że są nieziemsko słodkie.
W momencie, w którym wsiedliśmy do samochodu po wyjściu z zoo zaczęła się ulewa, także mieliśmy szczęście. Potem wybraliśmy się do jakiegoś centrum handlowego, bo była tam wystawa pająków. Mama boi się pająków, więc poszła do sklepów z ubraniami. Ja, tata i brat kupiliśmy bilety za które musieliśmy w sumie zapłacić ponad 70 zł... Po obejrzeniu wszystkich zwierzaczków przyszedł pan, który wyjął jednego ptasznika i można go było wziąć na rękę. Jestem zdziwiona samą sobą, bo byłam na to chętna. Było inaczej niż sobie wyobrażałam, ale w lepszym znaczeniu. PS: na wystawie były też modliszki, ślimaki i inne robaczki
(Zła jakość, bo zdjęcie robił mój tata swoim telefonem)
Podświetlona modliszka
To jedzenie dla pająka, ale bardzo ładnie pozował, więc musiałam zrobić mu zdjęcie.
Na koniec dnia pojechaliśmy do Ikei. Nigdy wcześniej tam nie byłam i kiedy w końcu tam weszłam to byłam w pozytywnym szoku. Mogłabym tam zostać na zawsze. Kupiłam tam pluszową pandę za 19,99 :) W jednej z ikeowych mieszkanek do muszli klozetowej ktoś wrzucił takiego kolegę. Rozbawiło mnie to bardzo.












Brak komentarzy:
Prześlij komentarz